[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->C. J. ClarkCień pamięciPoświęcam pamięciMojej ciotecznej babkiLillian NatterŻe nie są już te skrzydła by się puszczać w lotyTylko powietrze młócićMiarkę powietrza wyschłą już i lichąWyschłą bardziej niż wola mierniejszej lichotyNaucz nas smucić się tym i nie smucicćNaucz być cichoT. S. Elliot, Środa popielcowa, 1930Przeł. Adam PomorskiO roku, któryś z drżeniem przetoczył się pode mną!Twój letni wiatr zdawał się ciepły, lecz powietrze, którewciągnąłem do płuc, mroziło.WALTWHITMANRozdział 1ANNABELLEAnnabelle Storm wysiadła z samochodu, żeby ocenić szkody.Założyła za uszy pasma siwiejących włosów i czubkami palcówucisnęła skronie. Zjechała hondą męża z szosy na łąkę łubinu,pozostawiając za sobą szlak zgniecionych kwiatów. Zapatrzyła się nanie. Nie pamiętała, by kiedykolwiek wcześniej przydarzyło się jej cośpodobnego. Właściwie nie był to wypadek, ale i tak złapała gumę.Brudząc niedzielne pantofle, kopnęła oponę, jakby to mogło w jakiśsposób pomóc.Zabłądziła. Na tym polegał problem. Zaświtało jej, że pomyliłakierunek, i ogarnięta nagłą paniką skręciła tak raptownie, że pękłaopona. Mogło się to zdarzyć każdemu. Nawet nie wybierała się daleko.Czy nie znajdowała się w drodze do kościoła? Zerknęła na swojąróżową suknię, szarą apaszkę i dobrane kolorem pantofle na obcasach,jakby chcąc to potwierdzić.Nie ulegało wątpliwości, że będzie musiała zadzwonić do Auto Clubu.Pamiętała mgliście, skąd wyruszyła, i wiedziała, dokąd się wybiera, leczwszystko pomiędzy tymi dwoma punktami wydawało się nie na swoimmiejscu.Nad wiosenną łąką przemknął duszny powiew, wprawiając polnekwiaty w powolny taniec. Kiedy wiatr osłabł, wszystko ucichło, jakbyokolica wstrzymała oddech. Nic się nie poruszało. Prastare dębywyciągały powykręcane ramiona do teksaskiego nieba, niemal jemuskając. Błękitny przestwór bladł w zestawieniu z intensywnieniebieskim łubinem pieniącym się dziko wzdłuż wiejskiej drogiprzecinającej bezludny krajobraz. Była niedziela, doskonały dzień namalowniczą przejażdżkę dla miłośnika polnych kwiatów. Ale nikt sięnie zjawił. Żadnych gapiów. Żadnych samochodów. Nic. Tylko krakaniewrony w oddali.Nisko na niebie kołował sępnik. Dzień był ciepły i parny;preludium lata. Annabelle rozluźniła apaszkę na szyi. Na górnejwardze czuła kropelki potu. Sięgnęła do torebki po portfel. WizytówkaAuto Clubu znajdowała się wśród kart biznesowych z zanotowanyminumerami telefonów i adresami. Annabelle miała wrażenie, żeprzegląda torebkę kogoś obcego. Po co je wszystkie zachowała? Czynie minęło już sporo czasu, odkąd mąż przeszedł na emeryturę?Ostatnio spędzała tak wiele czasu sama, że nie była pewna. Wyjęłakomórkę, nałożyła okulary i wolno naciskając klawisze, wybrałanumer Auto Clubu.- Halo? - powiedziała. - Tak, mówi Stanleyowa Storm. Będę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]