[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Wydawnictwo LiterackieKraków 2013JedenGiulio budzi Ariannę, muskając delikatnie wargami jej ucho, i szepce:– Pa, Ari, muszę już iść.Ona słyszy, rozumie, ale nie ma siły zareagować.Giulio myśli, że ona wciąż śpi, więc powtarza:– Do widzenia, Ari, muszę...– A która godzina? – pyta zaspanym głosem, uparcie nie otwierając oczu.– Wpół do ósmej.– O Boże!Przez chwilę nie dopuszcza do siebie żadnych myśli, okopując się za kurtyną głębokiegomroku.Wreszcie otwiera oczy, lekko unosi głowę.Okiennice są uchylone do połowy, przepuszczając snop morderczego światła.Musi mrużyć oczy, żeby wyostrzyć obraz wnętrza pokoju.Giulio stoi przy łóżku, pachnie kremem po goleniu. Jest całkiem ubrany, gotowy dowyjścia.– Jak się umawiamy? – dopytuje. – Pojedziesz sama czy mam po ciebie przyjechać?– A o której wychodzisz z biura?– Nie wcześniej niż o dziesiątej, wpół do jedenastej.– Aha, na pewno! Byłbyś tu najwcześniej na jedenastą. Nie, to za późno. Lepiej, żebyśmysię spotkali na miejscu.– O której kazałaś mu przyjść?– O jedenastej. Uprzedziłeś Franca?– Zadzwonię do niego później, około dziewiątej.– Nie zapomnisz? Nie chciałabym się pojawić bez uprzedzenia, kiedy on...– Nie martw się, będę pamiętać. Pa.– Pa. Aha, powiedz, proszę, Elenie...– Dobrze.Arianna znów kładzie głowę na poduszce, naciąga sobie pomięte przykrycie na twarz,zamyka oczy.Na krótko wstrzymuje oddech. Chce podtrzymać w wyobraźni myśl, że oto leży martwaw trumnie snu. Ale na próżno, bo już została bezpowrotnie przywrócona do życia.Musi więc robić to samo co żywi.Głęboko wciąga powietrze, napełnia płuca nocnym zapachem samej siebie zatrzymanymprzez prześcieradło.Musiała bardzo się pocić z gorąca, a lubi swój pot.Odkryła, że ma dwa rodzaje potu, o różnych zapachach.Kiedy się poci z gorąca, pachnie soczystą trawą, a zapach jej potu ma barwęzielononiebieską. Kiedy się poci z miłości, pachnie intensywnie mchem, ciemnozielono.Unosi rękę, podciągając pachę na wysokość nosa. Zastyga tak na chwilę i oddycha sobą.Już całkiem wróciła do życia.Słyszy serce, które bije mocno i rytmicznie – TAM-TAM-TAM – i bębni jej w uszach jakpiec lokomotywy na stacji.To zgina, to znów prostuje palce lewej stopy.– Jak się masz, stopo?Potem robi to samo z drugą.– A ty?Po chwili jej dłoń zaczyna głaskać lewą łydkę.– Dzień dobry, łydko.Jako nastolatka miała obsesję na punkcie łydek – że są za grube, jak u prawie wszystkichkobiet ze wsi w jej okolicy. Co dzień, zaraz po przebudzeniu, co najmniej przez pół godzinygłaskała się po nogach w nadziei, że uda się jej nadać im smukłą linię.A wcześniej cierpiała na myśl, że urosną jej zbyt duże piersi. W tajemnicy przed babciąobwiązywała się chustą tak ciasno, że ledwie mogła oddychać. Idąc, garbiła się, żeby jaknajmniej było je widać.O tym, że ma piękne nogi, a jej piersi są jak marzenie, przekonał ją dopiero w trzeciejklasie liceum nauczyciel filozofii o śmiesznym imieniu Adelchi, który często przerywałkorepetycje i ustawiał ją nago przed lustrem.Kiedy Elena zapukała delikatnie do drzwi, Arianna zdążyła już przywitać się z ciałem ażpo szyję.– Możesz wejść.– Czy dobrze pani spała?Nie odpowiada.Nie potrafi rozmawiać, zanim nie napije się kawy. Już to, że odpowiedziała Giuliowi,niemało ją kosztowało.Elena stawia tacę z filiżanką na szafce nocnej.– Mam szerzej otworzyć okno?– Nie.– Przygotować kąpiel?– Tak.Kiedy tylko Elena znika za drzwiami, Arianna wraca do ceremonii powitań.– Witaj, brodo.Po powitaniu z włosami unosi plecy, układa za sobą poduszki, bierze filiżankę i zbliża doust.Następnie zapala pierwszego papierosa.Zaciąga się powoli, robiąc długie przerwy i przytrzymując dym ile się da.– Kąpiel gotowa, proszę pani.Gasi papierosa, wstaje z łóżka, przechodzi przez garderobę do łazienki, w której palą sięwszystkie światła.Zdejmuje krótką, przezroczystą koszulę nocną, przegląda się w wielkim lustrze na półściany.Nieźle. Naprawdę nieźle jak na kogoś, kto przed czterema dniami skończył trzydzieścitrzy lata.Napina mięśnie nóg, robi skręty tułowia, na przemian wypina i cofa klatkę piersiową, aleto nie jest gimnastyka. Nigdy się nie gimnastykowała. To coś w rodzaju przeglądu generalnego.Jest zadowolona. Czuje się elastyczna, rozluźniona, gibka. Mechanizm precyzyjny,dobrze skonstruowany i niezawodny, gotowy do działania, kiedy tylko ona o to poprosi.Siada na sedesie. Jej organizm doskonale spełnia swoje funkcje.Nuci.Nigdy nie potrafiła zapamiętać żadnej melodii.I pomyśleć, że przetańczyła całe noce w rytm wciąż tej samej muzyki.Zna tylko jeden motyw. Słyszała go raz w radiu, mogła mieć dwanaście lat albo niewielemniej, i nie zapomniała już nigdy. Podśpiewuje go sobie po cichu i w tajemnicy, kiedy jest sama.Intonuje w rozmaitych wariantach, nawet jazzując, bo ten fragment doskonale się do tego nadaje.Pamięta też słowa:Dies irae, dies illa,solvet saeclum in favilla...Następnie wchodzi do wanny z jacuzzi. Wyciąga się z błogim westchnieniem.Dlaczego nie można tak leżeć godzinami? Trzymając oczy zamknięte, kiedy woda pieściciało, a jedyną odczuwaną rzeczą jest życie?Jak wtedy z Marcellem, kiedy chciał się z nią kąpać.Weszli do wanny o dziewiątej rano, a wyszli po dwunastej w południe.Ich skóra stała się biała, gdzieniegdzie pomarszczona.Kąpaliby się dłużej, gdyby Marcello się tak nie przestraszył.Co za głupek!Co jakiś czas musieli dolewać gorącej wody, żeby nie zmarznąć.To nie było jacuzzi, lecz zwykła wanna, tyle że hotel w Fiesole umeblowany był antykamii wanna też była starego typu, czyli szersza i dłuższa od nowoczesnych.Co za głupek z tego Marcella!Za drugim razem powiedziała mu, że chce na nim usiąść, więc on położył się tak, by wodasięgała mu do połowy klatki piersiowej.Aż w najważniejszym momencie chwyciła go za ramiona i popchnęła w dół. Marcelloznalazł się cały pod wodą.Natychmiast chciał się wynurzyć, ale ona położyła mu obie ręce na czole i trzymała takmocno, jak tylko potrafiła.Wtedy Marcello zaczął wierzgać nogami, próbując ją zrzucić. Wyśliznął się z niej, bostrach odebrał mu wigor. Ale ona ocierała się o niego jeszcze przez chwilę.Aż poczuła się zaspokojona.Marcello, który w końcu zdołał wyskoczyć z wanny na posadzkę, dyszał ciężko jak miech.– Zwariowałaś? Ty naprawdę zwariowałaś! Chciałaś mnie utopić czy co?!Wchodzi do garażu.Straciła w garderobie sporo czasu.Najpierw założyła bluzkę, dżinsy i sandały, ale zorientowała się szybko, że w spodniachbyłoby jej za gorąco. W końcu wybrała niebieską leciutką tuniczkę.Giulio pojechał volvem, w garażu zostawił mercedesa i małą toyotę.Arianna wsiada do toyoty, rzuca na tylne siedzenia torbę i plastikowy woreczek z wodąmineralną i kanapkami, które przygotowała Elena. Opuszcza na nos okulary przeciwsłoneczne,przekręca kluczyk, rusza.Raz, jadąc do Canneto, zrobili głupstwo, biorąc mercedesa z otwieranym dachem,prawdziwe cacko lśniące od chromu.Kiedy wieczorem chcieli wracać, zorientowali się, że jacyś kretyni nasikali przez okno,uchylone, żeby samochód się wietrzył.Canneto to osobny skrawek plaży, uczęszczany na ogół przez łobuzów i karykaturalnetypy chłopców z przedmieścia.Za pierwszym razem, kiedy tu byli, przed rokiem, Giulio, z portfelem w ręku,natychmiast dogadał się z właścicielem małego kąpieliska, Frankiem, którego miało się ochotęskazać na dożywocie tylko za to, jak się porusza.A Franco musiał natychmiast ostrzec bywalców, żeby do tych dwojga nikt się nawet nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl
  •