[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CIA ujawniła dokumenty płk. Kuklińskiego
"Zdrajca", który uratował Polskę - Tadeusz M. Płużański Wysłane poniedziałek, 15, grudnia 2008 przez
Amerykanie odtajnili 1100 stron ściśle tajnych do ubiegłego tygodnia dokumentów Centralnej Agencji Wywiadowczej dotyczących stanu wojennego, które dostarczył im Kukliński. To rzecz bez precedensu, bo tego typu materiały na ogół pozostają w super strzeżonych archiwach w Langley przez wiele lat. Wyjątek od reguły mieli zrobić przez wzgląd na pamięć i zasługi pułkownika.
Co zawierają odtajnione dokumenty? Większość z nich to pisma dyrektora CIA, w których prezentuje opracowania "źródła" w Ludowym Wojsku Polskim. Podkreśla przy tym, że "źródło" jest nie byle jakie, bo ulokowane na najwyższym szczeblu LWP oraz bardzo wiarygodne. Pisma trafiają następnie do osób najwyżej postawionych w amerykańskiej administracji: prezydenta, doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, sekretarza stanu i sekretarza obrony.
INTERWENCJA ROK WCZEŚNIEJ
Część tych ściśle tajnych materiałów dotyczy okresu sierpień 1980 r. - listopad 1981 r. Wynika z nich, że przez te 16 miesięcy pułkownik Kukliński informował stronę amerykańską o planach Układu Warszawskiego. Informował na bieżąco i bardzo szczegółowo, bo też bardzo dużo wiedział. I tak, dowiadujemy się, że faktycznie groziła nam sowiecka interwencja, ale planowano ją na 8 grudnia 1980 r. Wziąć miały w niej nie tylko oddziały ZSRS, ale również czechosłowackie, NRD-owskie, a nawet węgierskie i bułgarskie. Do pomocy w zduszeniu solidarnościowej kontrrewolucji przewidziano cztery polskie dywizje. Sowieci akcję zawiesili jednak 5 grudnia 1980 r. Zawiesili, jak się okazało, definitywnie. Rok później Układ Warszawski nie zamierzał już do Polski wchodzić. Najwyższe kręgi dowódcze i partyjne naszego protektora ze Wschodu postanowiły o tym w pierwszych miesiącach 1981 r. Decyzje brzmiały jednoznacznie - polskie kierownictwo z naciskiem na towarzysza Jaruzelskiego i jego wojsko - ma z ową kontrrewolucją poradzić sobie samo.
Przyznać trzeba, że wiedza wypływająca z tych ściśle tajnych materiałów porażająca nie jest. Więcej - o takim przebiegu wypadków mówiło się od dawna. Tyle tylko, że prawda ta była od lat blokowana. Rację zawsze miał mieć generał i jego "mniejsze zło". Teraz otrzymaliśmy jednoznaczne potwierdzenie, że było inaczej.
Kolejny zbiór dokumentów opisuje sytuację w Polsce po wprowadzeniu stanu wojennego. Raporty obejmują okres do 1983 r. Takie analizy Kukliński przygotowywał rzecz jasna już z terenu USA, po udanej ucieczce z PRL.
To, co mogliśmy ujrzeć, to i tak drobna część materiałów przekazanych przez "ludowego pułkownika" "kapitalistycznym imperialistom". W sumie od 1971 do 1981 r. nasz "zdrajca" i "szpieg" miał dostarczyć CIA 40 tysięcy stron tajnych dokumentów wojskowych dotyczących Polski, ZSRS i Układu Warszawskiego. One póki co pozostaną tajne.
Przy okazji obalona została teza prawej, a właściwie rzec by trzeba - lewej ręki Jaruzelskiego - innego "generała" - Czesława Kiszczaka. Ten kolega jeszcze z Informacji Wojskowej uparcie utrzymywał, że do współpracy z amerykańską Agencją Kukliński został zwerbowany jeszcze w latach 60., gdy był na misji w Wietnamie.
OBRAZOBURCZE NOTATKI ANOSZKINA
Innych mitów o Kuklińskim i Jaruzelskim jest wciąż wiele. Tak skutecznie były przez dziewięć lat PRL-u i 19 lat wolnej Polski wciskane narodowi, że do dziś 44 proc. uważa stan wojenny za zbawienny. Założycielski mit wojny jaruzelsko-polskiej wychwala bohaterstwo jej autorów, którzy mieli dość siły i odwagi, aby sprzeciwić się grożącej nam zbrojnej interwencji sowieckiej. Tymczasem Sowieci wchodzić z dodatkowymi jednostkami (część mieli przecież m.in. w Legnicy i Bornem Sulinowie) nie zamierzali. I za nic mieli skomlenia tego, który o to zabiegał, czyli właśnie Jaruzelskiego. Taki przebieg wydarzeń wynika bezsprzecznie z notek innego generała - tyle tylko, że czysto sowieckiego - Wiktora Anoszkina, adiutanta marszałka Wiktora Kulikowa, dowódcy wojsk Układu Warszawskiego. Anoszkin zanotował 1,5-godzinną rozmowę swojego szefa z Jaruzelskim, która odbyła się na cztery dni przed wprowadzeniem w Polsce stanu wojennego - w nocy z 8 na 9 grudnia 1981 r.
Kulikow: "(...) Czy składając meldunek Leonidowi Iljiczowi (Breżniewowi), możemy mu powiedzieć, że podjęliście decyzję o przystąpieniu do realizacji planu?". Jaruzelski: "Tak, pod warunkiem, że nam pomożecie".
Skomlący Jaruzelski miał świadomość nie własnej siły, ale słabości. Był zbyt inteligentny, żeby nie zdawać sobie sprawy, że ze zbuntowanymi polskimi milionami nie może pójść na całość. Mówił więc, że wojnę wygra, jeśli zastrajkują tylko zakłady pracy (co ostatecznie się stało). Ale zabić "Solidarności" nie zdoła, jeśli Polacy wystąpią przeciw niemu in gremio. Bał się szczególnie "chuligańskich" wystąpień robotniczych mas Górnego Śląska. Do ich stłumienia nie miał wystarczającej ilości wojska. W związku z tym o sowiecką pomoc skomlał dwukrotnie. Jaruzelski łatwo nie chciał oddać jednak swojego skóry. Odważnie stawiał Wielkiemu Bratu twarde warunki. Sprowadzały się do tego, aby w bratnim wsparciu nie brali udziału Niemcy z NRD, bo to będzie wyjątkowo źle odebrane.
PRZYSIĘGA I PIENIĄDZE
Inny mit to złamanie przez Kuklińskiego przysięgi. Tylko komu przysięgał? Może nie wolnej Polsce, ale wrogiemu, obcemu mocarstwu.
Kolejna sprawa to pieniądze, które miał brać od Amerykanów. Można nie wierzyć zaprzeczającym temu oficerom CIA, którzy prowadzili Kuklińskiego, członkom reaganowskiej administracji, m.in. Richardowi Pipesowi, kolejnym ambasadorom USA w Polsce, Zbigniewowi Brzezińskiemu itp., itd.). Ale co zrobić z wyrokiem sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego z maja 1984 r. (skazał pułkownika na karę śmierci, pozbawienie praw publicznych, degradację i przepadek mienia), który w uzasadnieniu napisał, że w działalności skazanego nie dopatrzył się żadnych pobudek materialnych? Kuklińskiego obciążać miało działanie z pobudek ideowych. Ktoś powie: wyrok wyrokiem, ale inaczej twierdziła przecież komunistyczna propaganda (czyli, że pieniądze oczywiście brał). Ale czy w państwie dyktatorskim sprawy te można rozdzielić, nie widząc w tym żadnej sprzeczności? Co innego po ucieczce do Stanów Zjednoczonych - tam został urządzony przez Amerykanów. To jednak tak samo oczywiste, jak fakt, że musieli zmienić mu tożsamość.
WILLA
Ktoś inny wypomni - znów za politrukami - że Kukliński był właścicielem "wypasionej" willi w Warszawie. I zapyta: skąd miał na to fundusze? A może jednak nie willa, tylko segment, jakich w kwadracie ulicy Rajców, Burmistrzowskiej, Wójtowskiej i Kościelnej jest 42? Wszystkie identyczne. Powstaje pytanie: jeżeli Kukliński wybudował ten segment za dolary z Waszyngtonu, to za co wybudowano 41 sąsiednich? Czyż nie za ruble z Moskwy? Sąsiadami Kuklińskiego było kilkunastu oficerów i generałów Wojska Polskiego.
JACHT
Nie możemy też zapominać o jachcie. Kukliński - poza strategicznymi funkcjami w LWP - był prezesem jachtklubu Sztabu Generalnego. Jednostka należała właśnie do sztabu. Po zakończeniu sezonu żeglarskiego, źle zacumowana, uderzyła podczas sztormu o falochron. Podoficer marynarki wojennej zadzwonił do przebywającego w Warszawie Kuklińskiego i powiedział mu, że jacht jest przeznaczony do kasacji, ale można go odratować i kupić za niewielkie pieniądze. I pułkownik tak właśnie zrobił. Inna sprawa, że nigdy na nim nie pływał, bo nie zdążył go wyremontować: był rok 1981. W wolnej Polsce podarował go Stowarzyszeniu "Chrześcijańska Szkoła pod Żaglami".
UCIECZKA
Nie do końca zbadana. Wiadomo, że z Warszawy został wywieziony do Berlina Zachodniego, a następnie do USA. Joanna Kuklińska, wdowa po pułkowniku wspomina: "Do dziś bardzo dobrze pamiętam moment, kiedy mąż przyszedł do naszego domu w Warszawie i powiedział o swojej współpracy z amerykańskim wywiadem. Nie był pewien, co robić. Wtedy powiedziałam: »Wyjeżdżamy«. Tydzień przed wyjazdem to był najcięższy okres w moim życiu. Zanim przewieziono naszą rodzinę do amerykańskiej ambasady, takie próby były podejmowane bezskutecznie aż trzy razy. Byliśmy ukryci w samochodzie, w kartonach".
URBAN
Dla Jerzego Urbana Ryszard Kukliński pozostaje zdrajcą i szpiegiem. Były naczelny propagandysta PRL twierdzi nawet, że synowie pułkownika wcale nie zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach z rąk nieznanych sprawców, ale żyją do dziś pod zmienionymi personaliami.
ZDRAJCA
Dla Adama Michnika i środowiska "Gazety Wyborczej". Dla tych samych Jaruzelski i Kiszczak - to autorytety, "ludzie honoru". Jaruzelski od lat delektuje się jedną ze stworzonych przez siebie konstrukcji słownych: Jeśli Kukliński to bohater, to kim ja jestem?
Znów, jak przed laty, problem z oceną Kuklińskiego można streścić w kilku słowach: socjalistyczna propaganda zrobiła z niego szpiega, a dziś tęsknota za socjalizmem jest nadal żywa. Spór o pułkownika jest przede wszystkim sporem o 45 lat naszej historii. Czy PRL była państwem polskim, czy niesuwerennym bytem, zależnym od Związku Sowieckiego, którym rządziła z nadania i w interesie Kremla grupa uzurpatorów?
SZARGANIE AUTORYTETÓW
STARZY LUDZIE PRZED SĄDEM
W Warszawie trwa proces związku przestępczego o charakterze zbrojnym, czyli Jaruzelskiego i pozostałych członków WRON, którzy wypowiedzieli wojnę narodowi, gwałcąc ówcześnie obowiązujące prawo. IPN, aby oskarżać, musi bowiem uznawać komunistyczny system i jego przepisy za legalne, szukając w nim uchybień - inaczej "generała" nie można byłoby w ogóle postawić przed sądem (z tego samego powodu zmarłą kilka dni temu stalinowską prokurator Helenę Wolińską oskarżano nie za całokształt jej zbrodniczej działalności, ale tylko za to, że podpisywała nakazy aresztowania po fakcie; podstawą ścigania prokuratora Czesława Łapińskiego za mord sądowy na rotmistrzu Witoldzie Pileckim było to, że dopuścił do niewłaściwego składu sądowego - zamiast dwóch ławników w procesie brał udział tylko jeden).
Ujawnione przez CIA dokumenty Kuklińskiego powinny zostać włączone do sprawy autorów stanu wojennego jako materiał dowodowy. To chyba sensowniejsze, niż wzywanie na świadków byłych przywódców z dwóch stron żelaznej kurtyny: Margaret Thatcher, Helmuta Schmidta czy Michaiła Gorbaczowa.
TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKI