[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CHARLES DE GAULLE
PAMI
TNIKI WOJENNE
1940 – 1941
EDYCJA KOMPUTEROWA:
MAIL TO:
HISTORIAN@Z.PLMMIII
Á
NA RÓWNI POCHYŁEJ
W ci
gu całego mego
ycia nosz
w duchu pewien obraz Francji.
Dyktuje mi go zarówno uczucie, jak rozum. Słuchaj
c głosu serca
wyobra
am sobie,
e Francja, niby ksi
niczka z bajki lub madonna z
fresków
ciennych, przeznaczona jest do wzniosłych i niezwykłych
losów. Instynkt ka
e mi wierzy
,
e Opatrzno
stworzyła Francj
do
niedo
cigłych sukcesów lub bezprzykładnych nieszcz
. Je
eli zdarza
si
jednak,
e jej poczynania stoj
pod znakiem przeci
tno
ci,
odczuwam to jako absurdaln
anomali
, za któr
win
ponosz
bł
dy
Francuzów, a nie geniusz Ojczyzny. Ale i rozum, realistyczne spojrzenie
na rzeczy, mówi mi,
e Francja tylko wówczas jest sob
, gdy znajduje
si
na pierwszym planie,
e tylko wielkie poczynania s
w stanie
skompensowa
cechuj
ce naród francuski skłonno
ci do rozdrabniania
swych sił i
e kraj nasz, taki jaki jest w rzeczywisto
ci w
ród innych
krajów, powinien pod groz
miertelnego niebezpiecze
stwa mierzy
wysoko i nigdy nie ugina
kolan. Słowem, w moim przekonaniu Francja
nie mo
e by
Francj
, gdy jest pozbawiona wielko
ci.
Wiara ta rosła we mnie, w miar
jak sam dorastałem w
rodowisku, w
którym si
urodziłem. Mój ojciec, człowiek my
l
cy, kulturalny,
hołduj
cy tradycji, był przepojony poczuciem godno
ci Francji. To on
pierwszy objawił mi jej histori
. Matka
ywiła dla ojczyzny
bezgraniczn
miło
, równie bezkompromisow
, jak jej gł
boka
pobo
no
. Dla moich trzech braci, siostry i dla mnie samego duma z
naszego kraju, poł
czona z uczuciem niepokoju o jego przyszłe losy,
stała si
niejako druga natur
. Dla mnie, małego chłopca z Lilie
dorastaj
cego w murach Pary
a, nie było nic bardziej wstrz
saj
cego
nad symbole naszej chwały: katedra Notre-Dame w mrokach zapadaj
cej
nocy, Wersal w majestacie wieczoru, Łuk Tryumfalny sk
pany w
blaskach sło
ca, zdobyczne sztandary szeleszcz
ce pod sklepieniem
Inwalidów. Nic nie robiło na mnie wi
kszego wra
enia ni
przejawy
naszych sukcesów na-
rodowych: entuzjazm tłumu przy przeje
dzie cara Rosji, rewia wojskowa
w Longchamps, cuda wystawy
wiatowej, pierwsze loty naszych
lotników. Nic mnie bardziej nie smuciło ni
nasze słabo
ci i bł
dy, które
jako dziecko wyczytywałem z wyrazu twarzy otaczaj
cych mnie osób i z
zasłyszanych słów: opuszczenie Faszody, sprawa Dreyfusa, konflikty
społeczne, wa
nie religijne. Nic wreszcie nie przejmowało mnie
wi
kszym wzruszeniem ni
opowiadania o naszych dawnych
nieszcz
ciach, kiedy to ojciec wspominał o daremnych wypadach
naszych wojsk z Bourget i Stains, gdzie został raniony, lub matka
mówiła o owej straszliwej rozpaczy, w jak
wpadła jako młoda dziew-
czyna na widok swych rodziców zalewaj
cych si
Izami na wiadomo
o
kapitulacji Bazaine'a.
W latach mej wczesnej młodo
ci wszystko, co ł
czyło si
z losami
Francji, oboj
tnie, czy chodziło o wydarzenia historyczne, czy o
wypadki aktualnego
ycia publicznego, interesowało mnie nade
wszystko. Dramat, rozgrywaj
cy si
bez przerwy na widowni, poci
gał
mnie, a
zarazem i oburzał. Ol
niewała mnie inteligencja,
arliwo
,
wymowa wielu wyst
puj
cych w nim aktorów, zasmucał za
fakt, i
tyle
talentów marnuje si
w chaosie politycznym i niesnaskach narodowych.
Tym bardziej
e na pocz
tku naszego stulecia ukazywały si
pierwsze
zwiastuny wojny. Musz
przyzna
,
e w latach najwcze
niejszej
młodo
ci wojna, ta nieznana przygoda, nie budziła we mnie odrazy,
e
raczej z góry j
gloryfikowałem. Słowem, nie w
tpiłem,
e Francja
b
dzie musiała przeby
gigantyczne próby, i cał
warto
ycia
widziałem w tym, by móc pewnego dnia wy
wiadczy
jej jak
wielk
przysług
. Wierzyłem,
e b
d
miał okazj
do tego.
Gdy wst
piłem do wojska, armia francuska była jedn
z naj-
wspanialszych rzeczy na
wiecie. W ogniu krytyki i obelg, których jej
nie szcz
dzono, czekała spokojnie, a nawet z pewn
ukryt
nadziej
, na
dni, kiedy wszystko b
dzie od niej zale
e
. Po uko
czeniu Saint-Cyr
rozpocz
łem w 33 pułku piechoty w Arras słu
b
oficersk
. Mój
pierwszy dowódca pułku Pétain pokazał mi wówczas, co wart jest dar i
sztuka dowodzenia. Pó
niej, gdy unoszony huraganem wojny przebyłem
wszystkie jej dramatyczne etapy — chrzest bojowy, kalwari
okopów,
ataki, bombardowania, rany, niewol
— widziałem, jak Francja, któr
zmniejszony przyrost naturalny, czcze ideologie oraz zaniedbania rz
du
pozbawiły cz
ci
rodków potrzebnych do obrony, zdobyła si
mimo
wszystko na nieprawdopodobny wysiłek, jak sama kosztem bezmiernych
ofiar zdołała zast
pi
wszystko, czego jej brakowało, i jak zwyci
sko
wyszła z tej próby. Byłem
wiad-
kiem, jak w najkrytyczniejszych dniach zespoliła si
moralnie najpierw
pod egid
Joffre'a, a przy ko
cu pod niezłomnym kierownictwem
Clemenceau — „Tygrysa". Widziałem nast
pnie, jak wycie
czona
stratami i zniszczeniami, wstrz
ni
ta do podstaw w swej strukturze
społecznej i zachwiana w równowadze moralnej, niepewnym krokiem
podj
ła znowu drog
ku swemu przeznaczeniu, podczas gdy re
im
stopniowo przybierał swe dawne oblicze i odwracaj
c si
od ideałów
Clemenceau odrzucał wielko
i znowu pogr
ał si
w zam
cie.
W ci
gu nast
pnych lat w swej karierze przebywałem ró
ne etapy:
misj
i kampani
w Polsce, profesur
historii w Saint - Cyr, szkoł
wojenn
, słu
b
w gabinecie marszałka Pétaina, dowództwo 19
batalionu strzelców w Trêves, słu
b
sztabow
nad Renem i na Bliskim
Wschodzie. Wsz
dzie stwierdzałem, jak nasze niedawne sukcesy
przywróciły Francji utracony presti
, a jednocze
nie jak
niekonsekwencja jej kierowników budziła niepokój o przyszło
. Na
razie znajdowałem w zawodzie wojskowym ogromne zainteresowanie,
jakie budzi on w umy
le i sercu. W armii czasu pokoju widziałem
instrument wielkich akcji w niedalekiej przyszło
ci.
Było jasne,
e zako
czenie wojny nie zapewniło pokoju. Niemcy, w
miar
jak odzyskiwały siły, powracały do swych dawnych roszcze
.
Podczas gdy Rosja odosobniła si
w swej rewolucji, Ameryka trzymała
si
z dala od Europy, Anglia oszcz
dzała Berlin, aby Pary
musiał
szuka
jej pomocy, a nowo powstałe pa
stwa pozostawały słabe i
skłócone — zadanie powstrzymania Reichu spoczywało jedynie i
wył
cznie na Francji. Francja istotnie starała si
spełni
to zadanie, ale w
jej usiłowaniach nie było ci
gło
ci. Z pocz
tku nasza polityka pod
kierownictwem Poincarégo stosowała metody przymusu, potem, z
inicjatywy Brianda, usiłowała wkroczy
na drog
pojednania i wreszcie
zacz
ła szuka
ocalenia w Lidze Narodów. Tymczasem Niemcy stawały
si
coraz wi
ksz
gro
b
. Hitler zbli
ał si
do władzy.
W tym okresie od 1932 do 1937 roku byłem przydzielony do
Generalnego Sekretariatu Obrony Narodowej — stałego organu przy
prezesie rady ministrów zarz
dzaj
cego sprawami przygotowania
pa
stwa i całego narodu do wojny. Pod czternastoma gabinetami
stykałem si
z cał
działalno
ci
polityczn
, techniczn
i administracyjn
dotycz
c
obrony kraju. W szczególno
ci znałem plany bezpiecze
stwa i
ograniczenia zbroje
przedstawiane kolejno w Genewie przez André
Tardieu i Paul-Boncoura; dostarczyłem gabinetowi Doumergue'a
elementy powzi
tej przeze
decyzji, gdy postanowił obra
inn
drog
po
doj
ciu do władzy fuhrera; musiałem niezliczone razy przerabia
pro-
jekt ustawy o organizacji pa
stwa w czasie wojny. Zajmowałem si
zarz
dzeniami, których wymagała mobilizacja administracji cywilnej,
przemysłu i organów komunalnych. Rodzaj wykonywanych przeze mnie
funkcji, obrady, w których brałem udział, kontakty, które musiałem
nawi
za
, ukazały mi całe bogactwo naszych zasobów, ale zarazem i
cała słabo
pa
stwa.
W dziedzinie tej bowiem skutki nietrwało
ci rz
dów ujawniały si
w
całej pełni. Nie chc
przez to powiedzie
, jakoby ludziom wchodz
cym
w skład kolejnych gabinetów brakowało inteligencji i patriotyzmu.
Przeciwnie, widziałem, jak na czele poszczególnych ministerstw stawali
ludzie niew
tpliwie warto
ciowi, niekiedy nawet wybitni. Ale tryby
re
imu zu
ywały ich siły i parali
owały wol
. Jako pow
ci
gliwy, ale
nami
tny obserwator spraw publicznych widziałem, jak ci
gle powtarzał
si
jeden i ten sam scenariusz. Ka
dy nowy premier bezpo
rednio po
obj
ciu władzy spotykał si
od razu z niezliczonymi
daniami, krytyk
,
z licytowaniem si
pretendentów do władzy i zu
ywał cał
sw
energi
na to, by pokrzy
owa
te manewry, których jednak nie był w stanie
opanowa
. Parlament nie tylko mu nie pomagał, lecz szykował sanie
pułapki i zdrady. Ministrowie, którym przewodził, byli jego rywalami.
Opinia publiczna, prasa, poszczególne ugrupowania reprezentuj
ce te lub
inne interesy zwalały na niego win
za ka
de niepowodzenie. Wszyscy
zreszt
wiedzieli — a on sam lepiej ni
ktokolwiek inny —
e swój
urz
d szefa rz
du piastowa
b
dzie niedługo. Ludziom odpowiedzialnym
za obron
narodow
tego rodzaju warunki uniemo
liwiały realizowanie
jakiegokolwiek ci
głego planu, podejmowanie dojrzałych decyzji,
przeprowadzenie do ko
ca rozpocz
tych akcji — słowem wszystko to,
co zwykło si
nazywa
polityk
.
To było powodem,
e koła wojskowe, którym pa
stwo dawało tylko
sporadyczne i sprzeczne bod
ce do poszukiwania nowych dróg rozwoju,
zasklepiały si
w rutyniarstwie. Armia zastygła w tych samych
koncepcjach, których trzymała si
jeszcze przed zako
czeniem pierwszej
wojny
wiatowej. A trzymała si
ich teraz tym bardziej,
e jej dowódcy
starzej
c si
na swych stanowiskach hołdowali wci
tym samym
pogl
dom, które ich niegdy
przywiodły do sławy.
Tote
idea ci
głego, stałego frontu stanowiła podstaw
strategii, któr
zamierzano stosowa
w razie wybuchu nowego konfliktu zbrojnego.
Organizacja, szkolenie, zbrojenie — cała doktryna wojenna wywodziła
si
z idei wojny pozycyjnej. Było rzecz
uzgodnion
,
e w razie wojny
Francja zmobilizuje gros swych rezerw i stworzy mo
liwie jak
najwi
ksz
liczb
dywizji, przeznaczonych jednak nie do tego, by
manewrowa
, atakowa
,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]